Co decyduje o tym, czy konwent jest udany? Na pewno jest kilka wartości uniwersalnych, takich jak ilość błędów, ich widoczność i wpływ na przebieg wydarzenia, atrakcje oraz rzeczy, które wyróżniają imprezę na tle innych. W dobie wysypu mniejszych i większych eventów o tematyce zbliżonej do siebie coraz trudniej jest dać uczestnikom coś nowego. Coraz trudniej o powiew świeżości, który jest przecież potrzebny, by konwent nadal bawił i był czymś, na co ludzie czekają. Ale czy na pewno? To już zależy od typu imprezy, uczestników, a nawet lokalizacji. Dziś opowiem o RyuConie 2017, który jest imprezą niezmienną od lat (poza drobnymi szczegółami jak na przykład konwencja czy drobne zmiany w atrakcjach), a jednak wciąż osiąga niezmienną, wysoką liczbę uczestników. Dlaczego tak się dzieje? Zobaczcie sami…

Stałość, niezmienność, zajebistość?

smycze konwentowe na RyuCon 2017Powiadają, że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Czy tak jest w rzeczywistości? W pewnych dziedzinach na pewno. Bo jakby się tak zastanowić, to czy naprawdę istnieje konieczność ulepszania na siłę czegoś, co dobrze funkcjonuje od lat? I tak też jest z konwentem RyuCon (wcześniej B-Con), który co roku jest niemal dokładną kopią poprzedniej edycji. I, jakimś cudem, to nadal się dobrze sprzedaje. Wpływa na to na pewno doświadczona ekipa, która rokrocznie oddaje nam do użytku dobrze zorganizowaną imprezę, podczas której ciężko o jakiś większy „fakap”. Zdarzają się drobne opóźnienia w atrakcjach, czy przesunięcie ich na inną godzinę, ale konwent wciąż działa przy tym jak w zegarku. Jak co roku wadą był brak miejsca, a raczej duża ilość uczestników, którzy szybko wypełnili sobą szkołę konwentową. Rozłożone materace, śpiwory i karimaty pokrywały podłogi wszystkich sleeproomów oraz korytarzy/pięter przeznaczonych do spania. Konwencja już nie wykorzystywała piętra piwnicznego, dzięki czemu wygospodarowano sporo miejsca dla śpiących. Ponadto nieco lepiej rozplanowano układ sal i to także dało się zauważyć w umiejscowieniu legowisk.

Upały zdążyły już do nas dotrzeć, więc w odpowiedzi na nie zorganizowano mały basen oraz basenkilka bitew na balony z wodą. Moim zdaniem było to idealne rozwiązanie problemu wysokich temperatur. Stoiska, strefa gastro, food trucki… Tak, to wszystko było. Ponadto, zauważyłem, że po wielu latach niedoli w męskiej ubikacji pojawił się wreszcie mechanizm zamykający.

I to tak naprawdę jest cała relacja (poniżej jeszcze tylko kilka słów o konkursie cosplay). Więcej przeczytacie w dziele z zeszłego roku (TUTAJ) oraz z roku 2015 (I TUTAJ), bo jak już wspomniałem, zmian jest naprawdę niewiele.

Dwa słowa o konkursie cosplay

RyuCon nigdy nie był konwentem nastawionym na cosplay. Owszem, ten się pojawiał i był na nim obecny od zawsze, jednak nigdy nie reprezentował jakiegoś zachwycającego poziomu. Czy jest to wina pory roku, nagród czy samej organizacji? Tego nie umiem stwierdzić. Również w tej materii niewiele się zmieniło. Występy były dosyć przeciętne, stroje podobnie. Owszem, kilka scenek wywołało uśmiech na mojej twarzy, a jedna nawet wzbudził uznanie (nie, nie napiszę która ;-)). Oczywiście gratuluję wszystkim uczestnikom odwagi i pasji, i mam nadzieję, że będą się oni nadal rozwijali.

Nastał czas zmian…

I tu przejdę do właściwej treści, jaką chcę Wam przekazać przy okazji tego tekstu. Na konwenty jeżdżę dosyć intensywnie od 6 lat. Może nie jest to długi okres, ale wystarczający, szczególnie biorąc pod uwagę częstotliwość wyjazdów i wiedzę zbieraną przez te lata o przeszłych wydarzeniach, żeby móc dostrzec zachodzące w konwentach zmiany. Od razu uprzedzam, że w tej chwili mówię o wydarzeniach związanych z mangą i anime. Otóż przez ostatni… rok(?) coś się nagle zmieniło. Pewne zwyczaje odeszły w niepamięć, inne powróciły. Fandom znów się wymienił i nadeszła era tych młodszych. Coraz rzadziej widuję znajome twarze, coraz łatwiej mi przejść korytarzem bez witania się z połową uczestników. Widzę mnóstwo nowych ludzi, których nigdy wcześniej nie widziałem. Ale żeby nie być gołosłownym, zarzucę kilkoma przykładami zmian.

Wiocha…

No cóż, zaczniemy od najsmutniejszego, czyli degeneracji dobrego wychowania na konwentach. Częściej zdarza mi się widywać pajaców, którzy robią zwyczajną wieś w degenracja fandomupromieniu kilometra od conplace’u. Dla przykładu, w Lewiatanie, w pobliżu szkoły konwentowej RyuConu, byłem świadkiem trzech sytuacji, w których młodzi konwentowicze zwyczajnie nie umieli się zachować jak cywilizowani ludzie i utwierdzali wszystkich wokół w przekonaniu, że mangowcy to podludzie (nie, nie twierdzę tak, natomiast coś takiego można czasami usłyszeć bądź przeczytać). To jednak nie wszystko. RyuCon był moim siedemnastym konwentem w tamtej lokalizacji, a dopiero w tym roku był taki wysyp młodych (większość przed osiągnięciem pełnoletniości) ludzi, pijących napoje alkoholowe w krzakach przy pobliskim, zarośniętym boisku. Podobnie się ma sytuacja z głupim myciem rąk. Od jakiegoś czasu boję się podawać rękę na przywitanie facetom, bo czekając w kolejkach do toalety, na różnych wydarzeniach, zaobserwowałem, że średnio co druga osoba (!) nie myje rąk po wyjściu z kabiny bądź użyciu pisuaru! Serio, liczyłem to na ostatnich kilku imprezach i rekordowo minęło mnie pięć osób z rzędu, ignorujących umywalkę…

I żeby nie było, nie starzeję się i nie jest to narzekanie pokroju „za moich czasów”. Kiedy dopiero zaczynałem przygodę z konwentami, było właśnie tak, jak opisuję. Wróciliśmy do korzeni. Nowe pokolenie mangowców jeszcze nie zdążyło się nauczyć jak działają pewne rzeczy i chcą się wyszaleć, kiedy nikt ich nie kontroluje. Ok, rozumiem to, ale bez przesady. Nie musicie całemu światu obwieszczać, że jesteście fajni, bo będąc płci męskiej założyliście damskie ciuszki i wchodzicie do lewiatana krzycząc, że jesteście po***ani…

Umierające zwyczaje, nowych nadszedł czas

Właśnie. Co to za nowa moda na przebieranie się w damskie ubrania? Czy to cośtrapytymczasowego, zbiorowy pęd, żeby wreszcie wyrazić siebie, bo teraz wszyscy to robią, czy po prostu sposób na poderwanie dziewczyny na „odwagę”? Ktoś jest w stanie mi to wytłumaczyć? Z imprezy na imprezę, coraz więcej jest tzw. „trapów”, czyli facetów udających kobiety (czasem przerażająco dobrze im to idzie…). Niestety na tej fali serfuje też kilka-kilkanaście osób, które po prostu ubierają spódniczkę i damską bluzeczkę, i wychodzą tak do ludzi, nawet nie próbując udawać, że są innej płci. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że osoby tak ubrane zachowują się tak, jak opisałem w akapicie powyżej. I niestety odbija się to później na wszystkich uczestnikach, czego świadkami byliśmy w nocy z soboty na niedzielę (informacje w ostatnim akapicie).

Druga rzecz, która mnie zaskoczyła to cosplayowe „krzesło”, a raczej jego brak. Tradycja krzeslo umarlotrzymająca się od blisko 10 lat (a według niektórych nawet dłużej), zwyczajnie zniknęła. Podczas konkursu cosplay wielokrotnie była okazja do skandowania na cześć legendarnego krzesła, ale nic takiego nie miało miejsca. To chyba mój pierwszy konwent mangowy w życiu, o liczbie uczestników powyżej 500, na którym nikt nie krzyczał słowa „krzesło” podczas konkursu cosplay.

Epilog

epilogJak więc widzicie, konwenty niekoniecznie muszą się zmieniać, by nadal być dobrymi, ponieważ zmieniają się uczestnicy. Część dorasta i uznaje, że zainteresowanie mangą i anime nie jest dla nich, część nie ma czasu przez pracę i „dorosłość”, jeszcze inni zwyczajnie nie mają już chęci jeździć na takie wydarzenia. Ale wciąż znajdują się nowi, młodzi i pełni zapału, którzy chętnie pojadą i na nowo odkryją magię konwentów. Szczerze im zazdroszczę, gdyż przez te wszystkie lata konwenty mangowe stały się dla mnie w dużej mierze pracą i okazją do spotkania kilkunastu znajomych, których nie widuję nigdzie indziej, niż właśnie na konwentach. Musimy jednak dołożyć starań, by to młode pokolenie nakierować i pokazać im, jakie zachowanie jest właściwe, tak jak nas nauczono co wypada, a co nie. Inaczej takich akcji jak drugiej nocy RyuConu będzie więcej. Sytuacji, w których miejscowa brać dresiarzy rzucała petardami w stronę budynku i wyczekiwała na nieświadomych uczestników, żeby spuścić im wpiernicz zaprezentować im lokalną gościnę. Tutaj oczywiście duże brawa dla profesjonalnego podejścia ochrony, która natychmiast zareagowała i we współpracy z obsługą konwentu zabezpieczyła budynek i okolicę. Bo to właśnie tacy ludzie dbają o nasze bezpieczeństwo i należą im się brawa i szacunek.

Tak jak zawsze, tak i teraz polecam konwenty Fun Cube, bo są to zaiste świetnie zorganizowane wydarzenia.
PS. Konwentowe, moje ;-).