NiuCon jest jednym z największych polskich konwentów o tematyce manga i anime. W tym roku odwiedziło go około 4 tysięcy ludzi. Jak się udał? Czy jego popularność jest zasłużona? Czy organizacja poradziła sobie z taką ilością ludzi? I najważniejsze pytanie - jak odebrali to ludzie z zewnątrz? Media, osoby spoza fandomu etc. Na te wszystkie pytania oraz na wiele więcej postaram się odpowiedzieć możliwie wyczerpująco.

Początek bałaganu

kolejka do akredytacji na konwent NiuCon 6Do Wrocławia dotarłem wraz z kilkoma napotkanymi w busie znajomymi o godzinie 8:15. Jako że byłem już umówiony z innymi osobami (w tym z częścią redakcji), zostałem na dworcu do 9:30. Wtedy też ruszyliśmy na przystanek i  wsiedliśmy do autobusu o numerze 146. Droga nie była długa. Raptem cztery przystanki, które równie dobrze można było pokonać na nogach. Budynek był mi znany z innych imprez, jednak ostatnio byłem tu chyba dwa lata temu. Dotarliśmy pod conplace około godziny 10:00. Pierwszym co zobaczyliśmy była ogromna masa ludzi przed wejściem. Tak zwana „głowa węża”. Przeszedłem się wzdłuż tej monstrualnej kolejki i zrobiłem trochę fotek, które znajdziecie w galerii na fanpage (link na samym dole). Ogonek znajdował się gdzieś na końcu ulicy. O 11:00 (z minutami) zaczęto wpuszczać media i atrakcjonistów, jednak dosyć opieszale i nieregularnie. Wypytując poszczególnych członków obsługi o sleeproomy i kilka innych szczegółów, otrzymałem sporo całkowicie ze sobą sprzecznych informacji. To zapaliło w mojej głowie ostrzegawcze światełko… Swoją wejściówkę otrzymałem niedługo później. Był to mały prostokącik z grafiką i napisem „Medium”. Niestety papierowy (!). Prócz tego dostałem książeczkę formatu A6 ze spisem alfabetycznym atrakcji, regulaminem, reklamami, gośćmi etc.Osoby czekające na otwarcie bram konwentu NiuCon 6Przy punktach programu nie było podanych najważniejszych informacji takich jak sala, w której odbywać się ma dana atrakcja, ani o której jest godzinie. Do zestawu dołączona była zwykła kartka A3 z mapkami obu szkół i spisem atrakcji w tabelce. Spis ten był totalnie nieczytelny. Bardzo mała czcionka (może 8…) i godziny podane tylko z lewej strony, co sprawiało, że trzeba się było nieźle nagimnastykować, by dopasować atrakcję do czasu rozpoczęcia… Papierowe identyfikatory przeznaczone były dla mediów, atrakcjonistów i innych funkcyjnych, natomiast uczestnicy dostali dużo większe tekturowe bloczki. Ciekawostką jest, że z tyłu wyżej wymienionych znajdowało się kilka pól do uzupełnienia dla medyków. Między innymi można było podać grupę krwi, zaznaczyć czy chcemy być reanimowani itp. W budyneczku akredytacyjnym znajdował się także spory sleeproom i sale sypialne organizatorów. Naprzeciwko umieszczona była szkoła konwentowa, gdzie odbywała się większość atrakcji, stoiska, strefa gastro i sleeproomy wystawców. Postanowiłem właśnie ten obiekt zwiedzić.

Zwiedzanie

Monstrualny, czteropiętrowy budynek idealnie nadawał się na imprezę tego kalibru. Na korytarzach zobaczyłem dosyć niezwykłą rzecz, jaką były trzy różne rodzaje śmietników z podziałem na papier, szkło i plastik. Ekologia pełną parą. Od pierwszego piętra wzwyż, na korytarzach, umiejscowieni zostali wystawcy. Było ich naprawdę sporo i zaopatrzyć się tu można było we wszystkie typowo konwentowe gadżety.

kosze z podziałem ekologicznym

 

Zauważyłem też, że sale rozrzucone były na dwóch najwyższych piętrach z podziałem na mangowe, fantastyczne i LARP-owe. Na drzwiach nie było spisu atrakcji danego pomieszczenia, co w połączeniu z nieczytelnym planem na kartce, czyniło znalezienie atrakcji trudnym zadaniem. Pierwsze prelekcje wystartowały już o 11:30 (co było nielogiczne zważając na to, że uczestników planowano na konwent wpuszczać dopiero o 12:00), jednak próżno było szukać uczestników paneli aż do 15:00. Kiedy robiłem obchód sal, w atrakcjach uczestniczyło maksymalnie pięć osób… Nie było to jednak nic dziwnego, ponieważ kolejka istniała do godziny 20:30. Dopiero wtedy udało się ją rozładować. Rozmawiałem z kilkoma znajomymi i okazało się, że wielu z nich stało nawet 6 godzin. Zwróciłem uwagę na stanowiska akredytacyjne przy pracy. Nie rozumiem dlaczego proces trwał tak długo. Na własne oczy widziałem, jak kilka osób musiało czekać 5 minut na swojego identa. I nie mówię tu o osobach bez przedpłat. Obiło mi się też o uszy, że kasa fiskalna się popsuła na trzy i pół godziny. W planach były dwie kolejki - jedna dla osób z przedpłatami, druga dla płacących na miejscu. System ten nie funkcjonował. Była po prostu jedna wielka kolejka, poruszająca się w tempie pająka bez nóżek.

I gdzie tu spać?

sleeproom główny na NiuCon 6Nie uśmiechało mi się spanie w wielkim sleeproomie z kilkoma tysiącami osób (już w piątek zakredytowało się 3 tysiące uczestników). Wyruszyłem ponownie na poszukiwania informacji o miejscu do spania. Od szóstej osoby z obsługi (helperzy i orgowie) dowiedziałem się w końcu o drugim budynku szkolnym, do którego rzekomo można było wejść „dopiero” o 12:00. Poszedłem tam i dowiedziałem się, że owszem, będą tu sale sypialne, lecz dopiero od godziny 15:00. Wróciłem więc do budynku akredytacji, gdzie przy okazji rozmowy z osobami z organizacji dowiedziałem się, że na drugą szkołę przyjdzie czekać do 17:00, ponieważ dyrekcja uznała, że umowa obowiązywała od 5 po południu, a nie od 15:00. Absurd… Około 16:30 spora część uczestników, w tym ja, podążyła przed wspominany budynek, by dostać się do którejś z zaplanowanych sal. Tam też dowiedziałem się, że są trzy grupy z zarezerwowanymi już pomieszczeniami (wymogiem była co najmniej 30 osobowa grupa) i że dostępnych sal jest siedem sztuk. Wspomnę jeszcze, że na pytanie o ilość sal dostałem sześć różnych odpowiedzi od poszczególnych członków obsługi… Ludzie śpiący na korytarzachGrupy zostały wpuszczone przed resztą. Nie było jakiejkolwiek listy. Wejść mógł każdy kto znał opiekuna grupy. Okazało się to zgubne, bo wszystkie sale były zajęte przez te trzy grupy od razu. Nie było w ogóle wolnych miejsc. Cała reszta (na oko 400 osób) musiała się rozłożyć na korytarzach. Nikt tego nie koordynował i powstało kilka drobnych ognisk zapalnych. Zero przejścia. Każdy centymetr podłogi został wykorzystany. Dopiero kiedy przeważyła moja natura człowieka lubującego porządek i organizację, udało mi się opanować jedno piętro. Szybko okazało się, że to nie koniec problemów. Dyrekcja szkoły nie wyrażała zgody na wykorzystanie korytarzy do spania, sale zostały pozamieniane miejscami, część podobno nie została udostępniona i nie było zgody na korzystanie z toalet, bo nie było tego w umowie (informacja podana przez jedną osobę). Wszystkie te rewelacje usłyszałem od kilku osób, z czego większość z organizacji konwentu. Prawie całe górne piętro zostało w końcu przeniesione do szatni w piwnicach. W szkole tej znajdował się także Nyan room, Ultrastar, Rockband, konsolówka i Twierdza Wrocław. Przynajmniej tak miało być. Widziałem na pewno ten pierwszy. Do reszty nie zaglądałem, za co przepraszam.

W tym miejscu należy się słowo usprawiedliwiające NiuCon team. Przeprowadziłem rozmowy z wieloma osobami i wynika z tego jasno, że większość z incydentów w szkole sypialnej nie było winą organizacji konwentu, a dyrekcji szkoły. Ponadto zorganizowano sporo miejsc do spania na korytarzach i w salach szkoły z atrakcjami, za co należy dziękować.

Nastał nowy dzień - czyli możliwa afera na dużą skalę

Drugiego dnia (sobota) dzień zapowiadał się jakby nieco lepiej. Temperatura nadal była wysoka, jednak zimny prysznic zmienił postrzeganie otaczającego mnie świata na dużo bardziej optymistyczne. Jednak nie na długo. W nocy wydarzyło się kilka incydentów z miejscową ludnością tubylczą, walczącą z siłami okupacyjnymi konwentu. Ponadto, w ciągu dnia rzucano w uczestników imprezy jajkami, zaczepiano ich etc. Niezbyt bezpieczny event… Znów przeprowadziłem wywiad środowiskowy (właściwie cały dzień wypytywałem o wrażenia itp. z NiuConu 6). Brak informowania się nawzajem wśród organizatorów trwał nadal i ciężko było o rzetelne informacje na jakikolwiek temat. O godzinie 14:30 na boisko wystawiono dmuchany basen i zaczęto napełniać go wodą. Przybywało ludzi. Z ciekawości zapytaliśmy o co chodzi. Walki w kisielu… Było to chyba najbardziej skandaliczne wydarzenie w tym roku konwentowym oraz niebywała niekonsekwencja i brak zastanowienia się organizatorów. Ale nie uprzedzajmy faktów…

Rzeczywiście, po napełnieniu basenu wsypano do niego kisiel. Widzów było już wtedy całe mnóstwo. Szczelny kordon z pustym miejscem w środku na basen i uczestników. Kiedy dwie dziewczyny (kobiety) zostały w samej bieliźnie, wiedziałem już, że nie obędzie się bez draki… Pierwszymi uczestnikami było dwóch panów (jeden chyba w sutannie). Następnie wyżej wspomniane dziewoje. Zasady były proste. Kto wypadnie z basenu – przegrywa. Nie oglądałem zmagań. Stałem obok tłumu i zaglądałem tylko co jakiś czas jak przebiega rozwój wypadków. Zauważyłem, że spora część oglądających nagrywa całość tabletami, telefonami i aparatami. Robiono także zdjęcia. Widziałem nawet jakąś na oko 12 letnią dziewczynkę. Z przylegającej do szkoły kamienicy wyglądali postronni ludzie. Jedna starsza pani za pomocą kamery nagrywała tę „atrakcję”. Później było jeszcze gorzej, gdyż wprowadzono nową zasadę wygranej. Która straci stanik – przegrywa. Pełnię zdegustowania zajściem osiągnąłem w momencie, kiedy jeden z głównych organizatorów wszedł na ławkę i kibicował…  Wśród widzów byli też helperzy. Organizacjo… Przegięliście. Może ucierpieć wiele konwentów w Polsce, kiedy to wycieknie poza fandom, a wycieknie niemal na pewno. Zawiodłem się na Was. Tak poważna grupa robi tak kardynalny błąd?

Konkurs cosplay czy survival?

techniczniPewnie nie zaskoczę Was – czytelników – tym, że to nie koniec… Jak zawsze, odwiedziłem konkurs cosplay. Jako prasie, przysługiwało mi wejście nieco wcześniej, przed kolejką. Do auli wszedłem o godzinie 17:50. Sam konkurs miał rozpocząć się o 18:00. Zaczął się o 20:20… Pierwszym z powodów opóźnienia było dopuszczenie do sprzętu grupy tancerek, która zniszczyła ustawienie świateł na występ. Pozostawię to może bez komentarza. Kłopoty też sprawiały światła, przez które wywalało bezpieczniki… Przeciągnęła się także próba cosplayowa. Koniec końców, ludzie w pełnych zbrojach, sukniach i innych niewygodnych i nie przepuszczających za dużo powietrza strojach, zmuszeni byli czekać w korytarzyku za sceną, gdzie przewiewu praktycznie nie było. Jak nietrudno się było domyślić, sporo z nich nie wytrzymało i zrezygnowało z występu. Zdarzyło się też kilka przypadków omdleń. Obsługa także niewiele pomogła uczestnikom konkursu, których potraktowano po chamsku (rozmawiałem po występie z kilkoma uczestnikami). Parodia. Sporą hipokryzją stały się więc przeprosiny prowadzącej za sytuację ze szkołą i obsuwę cosplayu, gdyż za jej plecami, w najlepsze trwało dalsze niszczenie tego wydarzenia. Zwycięzcy dostali kserowane (!) dyplomy wypełnione markerem, który przebił drugą (białą) stronę. W dodatku nagrody były źle rozdane i część zwycięzców w ogóle ich nie dostała. W sali było makabrycznie duszno i gorąco, mimo otwartych okien, ale na upał przecież nic nie poradzimy. Same stroje i występy (te które się odbyły), były bardzo dobre. Poziom wysoki i stanowczo pochwalam! Zapraszam do galerii, gdzie znajduje się część występów (niestety aparat mi padł). Ponadto na stronie pojawi się wkrótce pełna galeria zdjęć od Marcusa. Z pewnością będą tam wszystkie występy i stroje ;-).

Napisy końcowe...

Po całej tej farsie ruszyłem na poszukiwanie Sali LARP-owej, w której miałem poprowadzić prelekcję i LARP-a. Mapka okazała się nic niewarta. Dopiero po 30 minutach poszukiwań znalazłem odpowiednią salę. Okazało się, że sporo atrakcji zostało odwołanych i zrezygnowano z drugiego pomieszczenia o tej tematyce i skompresowano je w jedną. Żaden z napotkanych helperów nie był w stanie mnie naprowadzić… Taka dodatkowa uwaga do sal. Prawie nigdzie i na żadnej atrakcji, na której byłem, nie pojawili się gżdacze. Często panował bałagan i wielu prowadzących nie dostało wody. Do mnie dotarła po półtorej godziny od rozpoczęcia… Plus za to, że w ogóle dotarła, minusy za resztę.

Następnego i ostatniego dnia dowiedziałem się o kolejnych incydentach. Rzucono płonącą szmatą/ręcznikiem w namioty rozłożone na terenie szkoły konwentowej, napadnięto kolejne osoby, w tym jedną wrzucono do śmietnika (śmieszne, póki to nie przytrafia się tobie) i ukradziono portfel innej… Bezpieczeństwo zerowe. Zebrałem się około 12:00, jako, że wtedy właśnie trzeba było opuścić sleeproomy. Zdziwiony byłem (pozytywnie) frekwencją o tej porze. Jeszcze sporo uczestników chodziło, kupowało i siedziało na prelekcjach.

Podsumowanie? Nie będzie oceny. Po tym wszystkim, każda ocena jaką bym wystawił, nie byłaby sprawiedliwa. Zostawię to Wam. Odsyłam też do relacji zdjęciowej, którą znajdziecie pod TYM LINKIEM (KLIKNIJ MNIE). Dodam od siebie tylko, że jestem zażenowany, że impreza tego kalibru dopuściła takich akcji. Szczególnie kiedy odwiedzają je osoby z prasy pozabranżowej (pozdrawiam Pana, z którym rozmawiałem na konkursie cosplay o konwentach w Polsce). Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki, by nagrania z kisielu nie trafiły w nieodpowiednie ręce.

Tagged Under