Falkon rozwija się tempem powoli rosnącej lawiny. W tym roku, w weekend 6-8 listopada, aż 8000 ludzi odwiedziło Lublin, żeby uczestniczyć w drugim co do wielkości festiwalu fantastycznym w Polsce. Mnogość atrakcji, wystawców i wspaniałych gości sprawiła, że nie sposób było zobaczyć wszystkiego. Szczególnie w moim przypadku, ale o tym będę pisać trochę niżej. Opowiem Wam co zdążyłem zobaczyć i mam nadzieję, że uda mi się to choć trochę Wam zobrazować.

Wstęp drugi

Na początku chciałbym zaznaczyć, że byłem sędzią PMM (Puchar Mistrza Mistrzów). Obowiązki z tym związane sprawiły, że moja obecność na samym festiwalu była mocno ograniczona. Niemniej jednak każdą wolną chwilę wykorzystałem na zwiedzaniu i zaglądaniu we wszelakie możliwe zakamarki, by móc Wam napisać te kilka słów. Ponadto bardzo przepraszam, że musieliście czekać tak długo (ktoś czekał :D?), ale wiele spraw redakcyjnych i osobistych spowodowało, że mój czas i zdolności do napisania poprawnego tekstu drastycznie skurczyły się niemal do zera. Jak wiecie, nie mamy w zwyczaju przekraczać deadline’u 2 tygodni od samego wydarzenia, tak jak to robi nasza szanowna konkurencja, przypominając Wam o konwencie cztery miesiące po tym jak się odbył. Postaramy się w przyszłości nie brać przykładu z takich zachowań.

Podróż i jej koniec

Podróż zaczęła się w piątek około godziny 11:00. Na festiwal wyjechaliśmy samochodem, załadowanym do granic możliwości, gdyż podróżowaliśmy ze stoiskiem, które wystawiało niesamowite konstrukcje z klocków Lego. Nie każdy mógł wjechać na teren targów, my na szczęście posiadaliśmy specjalny bloczek, uprawniający nas do postoju na pobliskim parkingu. Kiedy udało nam się wydostać z auta i rozprostować kości, udaliśmy się do wielkiego budynku Targów Lublin. Kolejka nie była duża, więc proces przebiegł bardzo sprawnie, a my otrzymaliśmy swoje pakiety. Ciekawie zrobiony informator… a właściwie informatory. Dwa z programem atrakcji podzielonym na bloki z podziałką w formie zakładek, gdzie każda była podpisana nazwą bloku oraz jeden ze wstępem i programem całościowym w kolejności godzinowej. Dzięki takiemu rozwiązaniu, mogliśmy szybko i łatwo znaleźć interesujące nas punkty. Oprócz tego pomóc mogła zwykła wydrukowana kartka z tabelą wszystkich punktów programu. Ponadto dostaliśmy masę ulotek i innych materiałów reklamowych, pustą białą kartkę A5 z twardego, śliskiego papieru(?), smycz i całkiem zgrabny identyfikator. Wszystko to opakowane w foliową siatkę.

Wszystkie te wspaniałości…

Po oficjalnym dołączeniu do grona uczestników, nadszedł czas na mały obchód. Opiszę tutaj co widziałem zarówno w piątkowy wieczór, jak i później, podczas przerwy w sobotę i zakończeniu swoich obowiązków sędziowskich w niedzielę. Hala była potężna, a towary oferowane na poszczególnych stoiskach różnorodne. Widziałem książki, kostki do gier i akcesoria do sesji RPG, różnorakie koszulki z tematyką fantastyczną, komiksową czy gier wideo, biżuterię czy zastawę w niezwykłym, fantastyczno - steampunkowym stylu. Nie mogło zabraknąć też strojów rodem ze średniowiecza albo fantastycznej powieści, gier wideo czy planszówek. Oprócz stoisk stricte konwentowych, wystawiła się księgarnia Matras, wydawnictwo Insignis oraz Blizzard Polska.

Nie samą sprzedażą Falkon żyje. Przede wszystkim liczy się promocja inicjatyw fantastycznych. I na tym polu Cytadela Syriusza – główny organizator festiwalu – nie zawiodła. Reklamowały się Rudośląska „Ruda Mithrilu”, Wrocławski „Polcon 2016”, Toruński „Copernicon”, Warszawskie „Targi Fantatsyki” i kilka innych, za których brak w tej relacji przepraszam. Nie byłem w stanie zapamiętać wszystkich, ale zapraszam przecież do naszego kalendarium :-). Tam znajdziecie każdy konwent, festiwal bądź wydarzenie, o którym słyszeliśmy, czyli o prawie każdym w kraju. Starano się zachęcić nas do przyjazdu na różne sposoby. Szczególnie spodobały mi się matematyczne zagadki od Coperniconu. Na szczęście wspólnymi siłami redakcji, udało nam się je rozwiązać i zyskać zawartość kuferka – nagrody.

Sporo miejsca zajmowały również stoiska wystawiające ciekawostki naukowe lub po prostu rzeczy, które było warto zobaczyć. Na przykład specjalnie zaprogramowane roboty zbudowane z Lego (tego specjalnego Lego), które potrafiły rozdzielać różnokolorowe kulki do pojemniczków (każdy kolor miał swój osobny pojemnik), czy takie, które atakowały nieostrożnych (wąż, który atakował po zbliżeniu ręki, nogi, głowy, koleżanki, czegokolwiek). Tuż za tym wszystkim, można było znaleźć bar stylizowany na Gwiezdne Wojny, gdzie często znajdowali się też ludzie w strojach z tego uniwersum. Odpowiednia muzyka stwarzała dodatkowo specyficzny klimat.

Po przedarciu się przez te wszystkie świetne rzeczy, które wołały „Kup mnie!”, „Obejrzyj mnie!”, „Dotknij mnie!”, dotarliśmy do strefy gier wideo. Tutaj uderzył nas Starcraft: Legacy of Void promowany przez Blizzard. Mogliśmy rozegrać kawałek kampanii co miało nas zachęcić do zakupu gry. Czy skutecznie? To Blizzard. Odpowiedź jest oczywista. Swoje stoisko miała też strona g2a.com, która masowo rozdawała bluzy ze swoim logo (próbowałem jedną dorwać, ale się nie udało przez brak czasu). Ponadto Fantasy Expo organizowało turnieje Hearthstone, CS:GO i League of Legends.

Na samym końcu znajdowała się scena główna, gdzie odbywały się koncerty grup Circle of Bards, Runika i Elforg, pokazy strojów ze Star Wars organizowane przez Polish Garrison i Eagle Base i oczywiście konkurs cosplay czy wyniki Pucharu Mistrza Mistrzów.

Naprzeciwko sceny znajdowała się też strefa gastro (jedna z dwóch). Druga umieszczona była na piętrze, w drugim, połączonym łącznikiem budynku. Pod nią natomiast dla towarzyskich ulokowano wielką salę ze stolikami i grami planszowymi. Wybór był tak duży, że każdy mógł coś znaleźć dla siebie. A i miejsca, mimo bardzo wielu grających, także nie brakowało.

Na samym końcu znalazłem jeszcze małą salkę z matami DDR (Dance Dance Revolution). Wejście do niej „ukryto” za sceną, więc dotarcie przez przypadek było raczej niemożliwe.

Budynek sypialny i RPG-owo LARP-owy oraz Puchar Mistrza Mistrzów

Falkon jako duży event, nie zmieściłby się w jednym budynku. Ani nawet nie w dwóch. Oprócz opisanych wyżej hal Targów Lublin wynajęte zostały dwie szkoły. Jedna sypialna, gdzie można było złożyć swoje zmęczone kości po ciężkim dniu cieszenia się festiwalem i druga - dla maniaków opowiadanych przygód interaktywnych. Do tej pierwszej trzeba było dojechać transportem miejskim (ewentualnie poświęcić 20 minut i dotrzeć piechotą), natomiast druga wymagała jedynie przejścia przez ulicę. Większość swojego czasu spędziłem właśnie tutaj, oceniając wysiłki świetnych mistrzów gry, próbujących pokazać, że to właśnie oni zasługują na puchar. Eliminacje zaczęły się już w piątek i wraz z obradami trwały do wczesnych godzin sobotnich. By wyłonić dwóch finalistów, półfinaliści musieli stanąć oko w oko z niełatwym zadaniem. Uczestnikami finału byli: Marek „Markov” Grzegorczyn i Łukasz „Fedor” Fedorowicz. Po krwawych bojach, główną nagrodę zgarnął Fedor. Walka była zacięta, jednak zwycięzca mógł być tylko jeden.

Podsumowanie

Po pierwsze, nie zamierzam oceniać Falkonu, gdyż za mało czasu spędziłem na nim jako uczestnik. Nie mógłbym uczciwie powiedzieć co było dobre, a co złe. Ponadto nie udało mi się odwiedzić praktycznie żadnej atrakcji. Dlatego też pozostało mi opisać to, co można było zobaczyć w ciągu tego krótkiego czasu jaki mi pozostał. Możecie także przejrzeć zdjęcia Traxusa, który miał o wiele więcej wolnego i nie był nieskrępowany dodatkowymi obowiązkami. Żeby było jasne - NIE ŻAŁUJĘ sędziowania w PMM. Było to niesamowite doświadczenie, które z przyjemnością powtórzę, jeżeli nadarzy się okazja. Jest to jednak bardzo ciężka praca, wymagająca całkowitego poświęcenia się. Mam też nadzieję odwiedzić kiedyś Falkon z mniejszym bagażem odpowiedzialności i możliwością zakosztowania atrakcji tego festiwalu.

Tagged Under