Relację czas zacząć. Przedmiotem sprawy jest konwent Imladris - Krakowskie Weekendy z Fantastyką. Oskarżenie? Nie uprzedzajmy faktów...

O imprezie wiadomo było od dawna. Plakaty widać było już na kilku innych konwentach. Ponadto zapowiedzi i różne przecieki na długo przed samym Imladrisem krążyły po ludziach i internecie. Jest to reaktywacja projektu sprzed kilku lat, kiedy to Imladris odbywał się regularnie. Zaskoczeniem dla mnie było, że wiele osób zwyczajnie nie słyszało o nim, mimo sporej, jakby nie patrzeć, reklamy. Z kim nie rozmawiałem, okazywało się, że służę za informację. Minusem było też to, że konwent miał odbyć się w bardzo niebezpiecznej dzielnicy i to w jej najniebezpieczniejszej części, a organizacja na stronie napisała, że okolica jest bezpieczna i spokojna... Tak się nie robi. To było zwyczajne kłamstwo... Kiedy nadszedł upragniony dzień (a właściwie noc przed tym dniem) dostałem wiadomość i wyczytałem też na fanpage imprezy, że można, a nawet trzeba, wydrukować sobie kartkę z QR kodem by zostać zakredytowanym szybciej. Nie posiadam drukarki, więc wzruszyłem jedynie ramionami i poszedłem spać. Na conplace wejść można było dopiero o godzinie 17:00 więc pół dnia przeleżałem, zapychając głowę telewizyjnymi głupotami. Znacie to uczucie kiedy czeka się na coś, co jest na wyciągnięcie ręki, wszystko już gotowe, a tu jeszcze kilka godzin czekania? No to wszystko jasne. A jak nie znacie to niewiele tracicie ;-).

DZIEŃ 1

W końcu zbawcza godzina wybiła i wyszedłem z domu. Tu słowo wyjaśnienia. Mieszkam ledwie 100-200 metrów od obu szkół konwentowych ;-). Pierwszym zaskoczeniem była pustka jaka panowała na akredytacji. Spodziewałem się sporej kolejki, a tu 6 osób czekających na wejściówkę i kilka innych z obsługi... Kiedy nadeszła moja kolej i powiedziałem, że nie mam wydrukowanego QR'a, w odpowiedzi usłyszałem, że bez tego nie zostanę zakredytowany... Na szczęście, siedzący obok człowiek szybko sprostował, że nie ma żadnego problemu i wyszukał mnie na liście. Dostałem informator w formacie A5 w formie zeszyciku, sporo reklam w środku, które wypadły po wyjęciu go z folii, ładny identyfikator na cienkiej smyczy. Prostokącik z grafiką i logiem konwentu w gumowym... Hm. Opakowanku ;-). Wyjąwszy go, podpisałem nickiem i już gotowy na podbój ruszyłem zwiedzać szkołę zerkając w spis atrakcji. Ciekawie zapowiadał się LARP i kilka paneli. Obszedłszy sale, zorientowałem się, że ludzi jest zatrważająco mało. Wytłumaczyć to można było tym, że przecież większość tego dnia jeszcze była w pracy, w szkole itd. Atrakcje były ciekawe i świetnie przygotowane. Ponadto dobrze wyposażona planszówkownia dbała o to by nikomu się przypadkiem nie nudziło. Nie wszystko jednak szło tak gładko. Po terenie imprezy biegało dwóch miejscowych dzieciaków robiących niezłe zamieszanie. Nie oszukujmy się. To była Nowa Huta... Rozrabiaki próbowały podpalać różne przedmioty, groziły ludziom, huliganiły... W końcu udało się ich wyrzucić, ale stali jeszcze przed wejściem i naprzykrzali się wchodzącym i wychodzącym. Potem przyprowadzili starszych kolegów i zaczynało być bardzo nieprzyjemnie, ale sytuacja została opanowana. Udało mi się też zwiedzić drugą szkołę, która przeznaczona została w całości na miejsce sypialne dla uczestników. Nie było daleko. Jakieś 4 minuty piechotą. Poza sleeproomami były tam też bitewniaki. Ładne plansze i makiety, które zobaczyć można w paczce zdjęć z konwentu :-). O godzinie 21 nadszedł czas na LARP-a, którego miałem prowadzić. Według informatora wszedłem do przydzielonej sali gdzie odbywał się inny RPG. Grzecznie przypomniałem prowadzącym o kończącym się czasie i tu zaczęły się schody bo ich atrakcja miała trwać 4 a nie 2 godziny jak to było opisane w spisie... Po znalezieniu koordynatora dowiedziałem się, że sale mi zmieniono, jednak było już za późno. Moja atrakcja została przeniesiona na następny dzień. Pokręciłem się jeszcze trochę z aparatem i porozmawiałem z ludźmi po czym zabrałem się do domu. W nocy nie było żadnych atrakcji toteż nie było po co siedzieć na miejscu ;-).

DZIEŃ 2

Udało mi się dotrzeć na godzinę 11:20. Trochę później niż zamierzałem, ale Morfeusz nie chciał łatwo wypuścić mnie ze swych objęć. Żałowałem spóźnienia się na LARP-a w klimatach Fallout. Przynajmniej dopóki nie dowiedziałem się, że nie odbył się z powodu braku chętnych. Dziwne. Brak chętnych na RPG na konwencie fantastycznym? Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to poważniejsza sprawa. W sobotę konwent rozkręcił się na dobre. Sporo ludzi przebranych w lepsze lub gorsze stroje urozmaicało koloryt uczestników ;-). Panele, konkursy i warsztaty cieszyły się gigantycznym zainteresowaniem. Tak samo jak planszówki, gdzie było ciągle pełno ludzi. Stoisk było mało, jednak zachwycić mogły różnorodnością oferowanych towarów. Bardzo brakowało mi wystawców z kostkami do RPG i innymi gadżetami tego typu, ale nie można mieć przecież wszystkiego ;-). Kilka słów o panelach. Traktowano o wszystkim. Znalazło się miejsce na tolkienowską miltologię, podróżach międzygwiezdnych, sporo też mówiono o średniowieczu i fantastyce. W innych salach można było obserwować tworzenie tatuaży z henny, nauczyć się jak robić sushi czy nawet zatańczyć średniowieczny taniec! W salach spotkań autorskich było niemało znanych pisarzy. Choćby Andrzej Pilipiuk czy Łukasz Malinowski. Obok tego wszystkiego bez przerwy odbywały się LARP-y. Jednak okazały się kompletną klapą. Główną bolączką był brak zainteresowania uczestników, ich liczba wahała się między 4 a 10. Twórcy musieli organizować ekipy krzykaczy ściągających graczy. To smutne, że ludzie woleli siedzieć i grać w planszówki niż uczestniczyć w niezapomnianych przygodach kreowanych przez mistrzów gry, a przecież nie na codzień ma się okazje brać udział w tego typu rozrywce... Koordynatorka bloku wychodziła z siebie, żeby zachęcić do zaangażowania się. Najwyraźniej jednak na konwencie nie było dostatecznie dużo chętnych na tę formę rozrywki.

DZIEŃ 3 (ostatni)

Spodziewałem się, że będzie to ospały i pełen przygotowań do wyjazdu dzień. Nic bardziej mylnego! Szkoła atrakcyjna była tak samo żywa jak i poprzedniego dnia. Dzisiejsze panele traktowały o broni palnej i sprawach około wojskowych, starych Imladrisach, autopromocji w Internecie itd. Mogliśmy też nauczyć sztuki Survivalu czy tworzenia biżuterii fantastycznej. Również spotkanie z Michałem Cholewą zachęcało ;-). Chyba każdy czytelnik fantastyki wie z czym wiąże się to nazwisko. Choć to raczej starszego Pana Cholewę powinniśmy znać lepiej. I tu poziom atrakcji był bardzo wysoki i niespotykany na innych imprezach.

Podsumowując całość, jestem zadowolony z konwentu, choć też zdegustowany podejściem uczestników do LARP-ów. Jednak to tylko moje subiektywne odczucia i nie wpływają znacząco na ocenę ;-). Kilka potknięć organizacji było do przyjęcia. Nie da się przecież tego uniknąć. Trochę do życzenia pozostawiało bezpieczeństwo bawiących się na konwencie. Daję 6/10. I mam nadzieję, że za rok będzie jeszcze lepiej! Na pewno się pojawię ;-).

Pozdrawiam, A.

Ocena: 6/10

Tagged Under